Siłaczka Siłaczka
785
BLOG

Przypomnijmy przed Dniem Holocaustu - Raport Anioła Auschwitz.

Siłaczka Siłaczka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
 Jeśli nie chcemy obudzić się w świecie rządzonym przez barbarzyńców,zechciejmy pomedytować nad losami i przyjrzyjmy się tym, którzy w miejscu nazwanym Anus Mundi stali się narzędziami zła. I tym,którzy dali świadectwo heroizmu i prawdziwej miłości do człowieka.
***

Dziś zapraszam do refleksji nad  Raportem tej, o której mówiono, że jest Aniołem Dobroci. Raportem Polożnej Stanisławy Leszczyńskiej.

  "W ciagu 35 lat pracy jako położna - dwa spędziłam jako położna-wiezień w kobiecym obozie koncentracyjnym Oświecim-Brzezinka. Wsród licznych transportów kobiet, które przybywały do tego obozu, nie brak było kobiet cieżarnych. Funkcje połoznej pełniłam tam kolejno na trzech blokach, nie rózniacych sie ani budowa, ani wewnetrznym urzadzeniem, poza jedynym szczególem, ze jeden z nich posiadal ulozona z cegiel posadzke, której brak bylo w pozostalych. Byly to zbudowane z desek baraki o dlugosci okolo 40 metrów, z licznymi wygryzionymi przez szczury szczelinami. Teren obozu byl niski i gliniasty, totez podczas większych deszczów splywajaca do wnetrza baraków woda siegala na kilkanascie centymetrów, w innych barakach polozonych nizej, nawet na kilkadziesiat .Wewnatrz baraku, po obu stronach, wznosily się trzypietrowe koje. W kazdej z nich na brudnym, ze sladami zaschnietej krwi i kalu sienniku, zmiescic się musialy trzy lub cztery chore kobiety. Było wiec ciasno, chore musialy opuszczac nogi poza koje albo trzymac kolana pod broda. Bylo takze twardo, bowiem starta na proch sloma dawno uleciala kurzem, a chore kobiety lezaly na gołych niemal deskach, w dodatku nie gładkich, bo pochodzących z czesci drzwi lub okiennic, posciaganych ze starych budowli odgniatajacymi cialo i  kosci. Posrodku wzdluz baraku ciagnal sie piec w ksztalcie kanalu, zbudowany z cegiel, z paleniskami na krancach. Sluzyl on jako jedyne miejsce dla odbywania porodów, bowiem innego, chocby zaimprowizowanego urzadzenia na ten cel nie przeznaczono. Palono w nim zaledwie kilka razy do roku. Dlatego tez szczególnie w okresie zimowym dalo sie odczuwac dotkliwe, przejmujace zimno, czego widoczna oznaka byly zwisajace z sufitu a raczej z dachu, dlugie sople lodu. Trzydziesci koi wydzielonych najbliżej pieca stanowilo tak zwana sztube polozniczą. Na bloku panowaly ogólnie: infekcja, smród i wszelkiego rodzaju robactwo. Roilo sie od szczurów, które odgryzaly nosy, uszy, palce czy piety - opadlym z sil i nie mogacym sie poruszac ciezko chorym kobietom. W miare mozliwosci odpedzalam je od chorych na zmiane z kobieta dyzurujaca w nocy, tak zwana "nachtwacha". Czynily to równiez chore rekonwalescentki, dzielac sie miedzy soba godzinami snu. Szczury wypasione na trupach wyrosly jak potezne koty. Nie baly sie ludzi, a odpedzane kijami czesto chowaly tylko łby, wbijajac pazury w koje i szykujac sie do nowego ataku; ciągnęly one do cuchnacego zapachu ciezko chorych kobiet, których nie bylo czym umyc, i dla których nie bylo swiezej odzieży. O wodę niezbedna do obmycia rodzacej matki i noworodka musialam starac sie sama, przy czym przyniesienie jednego wiadra wody pochlanialo okolo 20 minut czasu. Robactwo wszelkiego rodzaju i w niezliczonej ilosci wykorzystywalo swa biologiczna przewage nad gasnaca zywotnoscia czlowieka. Ofiarami stalej ofensywy robactwa i szczurów stawaly sie nie tylko chore kobiety, ale i nowo narodzone dzieci. Organizmy wyczerpane lodem i zimnem, udreczone torturami i chorobą marly szybko. Ogólna liczba chorych na bloku wynosila od 1000 do 1200. osób. Z tej liczby umieralo codziennie kilkanascie. Ciala wynoszone przed blok byly codziennym niemym raportem przezytej tragedii.W tych warunkach dola poloznic byla oplakana, a rola poloznej niezwykle trudna; zadnych srodków aseptycznych, zadnych materialów opatrunkowych i zadnych leków (calkowity przydzial leków dla bloku wynosil zaledwie kilka aspiryn dziennie).Poczatkowo zdana bylam wylacznie na wlasne sily, w przypadkach powiklanych, wymagajacych interwencji lekarza specjalisty, jak np. recznego odklejenia lozyska, musialam sobie dawac rade sama. Niemieccy lekarze obozowi Rhode, Koenig i Mengele nie mogli przeciez "zbrukac" swego powolania lekarskiego niesieniem pomocy nie-Niemcom, totez wzywac ich pomocy nie mialam prawa. W pózniejszym okresie korzystalam kilkakrotnie z pomocy pracujacej na innym oddziale, oddanej dla chorych polskiej lekarki dr Janiny Węgierskiej, a jeszcze pózniej z pomocy również bardzo zacnej polskiej lekarki Ireny Koniecznej. W czasie, gdy sama chorowalam na tyfus plamisty, wielka pomoc okazala mi niezwykle uczynna dr Irena Bialówna, troskliwie opiekujac sie mna i moimi chorymi. O pracy lekarzy w Oswiecimiu nie wspominam, bo to; co obserwowalam, przekracza moje mozliwosci wypowiedzenia sie na temat wielkosci lekarskiego powolania i bohatersko spelnionego obowiazku. Wielkosc lekarzy, ich poswiecenie zastygly w zrenicach tych, którzy udreczeni niewola i cierpieniem nigdy juz nie przemówia. Lekarz walczyl o zycie stracone i za stracone zycie poswiecal zycie wlasne. Mial do dyspozycji przydzial kilku aspiryn i wielkie serce. Tam lekarz pracowal nie dla slawy, pochlebstwa czy zaspokojenia zawodowej ambicji - wszystkie te momenty odpadly. Pozostal tylko lekarski obowiazek ratowania zyciaw kazdym przypadku i w kazdej sytuacji pomnozony przez wspólczucie dla czlowieka. Glównym schorzeniem dziesiatkujacym, kobiety była czerwonka. Czesto rozwolnione stolce chorych sciekaly na koje ustawione nizej. Sposród innych ciezkich chorób panowal tyfus, czyli dur brzuszny i plamisty oraz zlosliwa pecherzyca. Pojawienie sie na ciele chorej kilku ropnych pecherzy w przyblizeniu wielkosci talerza powodowalo smierc. Przypadki duru brzusznego byly w miare moznosci ukrywane przed Lagerarztem (SS-manskim lekarzem obozowym) zwykle w ten sposób, ze na karcie chorobowej pisalo sie "grypa", poniewaz chore na dur były natychmiast tracone w krematorium. W zasadzie nikomu nie udalo sie uniknac tej choroby; masa wszy byla tak olbrzymia, ze zarazenie tyfusem plamistym stalo sie· zjawiskiem nieuniknionym dla kazdego.

Glówne pozywienie chorych stanowilo zgnile rozgotowane zielsko, zawierajace bez przesady okolo 20% szczurzego kalu..
W opisanych warunkach pracowalam przez dwa lata dzien i noc bez zastepstwa. W pracy mej pomocna mi byla niekiedy moja córka Sylwia, lecz ciezkie choroby, które i jej nie ominely, czynily ja do tego przewaznie niezdolną...
Chore - jak wspominalam - rodzily na piecu. Ilosc przeprowadzonych tam przeze mnie porodów wynosila ponad 3 tysiace. Pomimo przerazajacej masy brudu,robactwa wszelkiego rodzaju, szczurów i chorób zakaznych, braku wody oraz innych nie dajacych się wprost opisac okropnosci, dzialo sie tam cos niezwyklego. Pewnego razu Lagerarzt kazal mi zlozyc sprawozdanie na temat zakazen pologowych i smiertelnosci wsród matek i noworodków. Odpowiedzialam wtedy, ze nie mialam ani jednego przypadku smiertelnego zarówno wsród matek, jak i nowo narodzonych dzieci
Lagerarzt spojrzal na mnie z niedowierzaniem. Powiedzial ze nawet najdoskonalej prowadzone kliniki uniwersytetów niemieckich, nie moga sie poszczycic takim powodzeniem. W oczach jego czytalam gniew i zawisc.Mozliwe, ze ogromnie wyniszczone organizmy były zbyt jalowa pożywką dla bakterii.
Spodziewajaca sie rozwiazania kobieta zmuszona była odmawiac sobie przez czas dluzszy przydzielonej racji chleba, z który moglaby - jak to powszechnie mówiono - zorganizowac sobie przescieradlo. Przescieradlo
darla na strzepy, przygotowujac pieluszki i koszulki dla dziecka, zadnej bowiem wyprawki dzieci nie otrzymywaly ..
Na oddziale brak bylo wody, totez pranie pieluszek nastreczalo wiele trudnosci, zwlaszcza wobec surowego zakazu opuszczania bloku, jak i niemoznosci swobodnego poruszania sie w nim. Wyprane pieluszki
poloznice suszyly na wlasnych plecach lub udach, rozwieszanie ich bowiem na widocznych miejscach było zabronione i moglo byc karane smiercia" Dla normalnych dzieci nie bylo zadnych przydzialów zywnosciowych,
zadnej kropli mleka.Wysuszone glodem· piersi draznily tylko ich wargi,
wyzwalajac daremny odruch ssania i potegujac glód. Do maja 1943 roku wszystkie dzieci urodzone w obozie oswiecimskim byly w okrutny sposób mordowane: topiono je w beczulce. Czynnosci tych dokonywaly: Schwester Klara i Schwester Pfani. Pierwsza byla z zawodu polozna i dostala sie do obozu za dzieciobójstwo. W zwiazku z objeciem funkcji poloznej przeze mnie, zabroniono jej odbierania porodów, albowiem jako  "Berufsverbrecherin"  była pozbawiona prawa wykonywania swego zawodu. Zlecono jej czynnosci, do których sie bardziej nadawala. Powierzono jej także kierownicza funkcje tak zwanej blokowej. Do pomocy przydzielono jej niemiecka ulicznice - ruda 'i piegowata Schwester Piani. Po kazdym porodzie z pokoju tych kobiet dochodzil do uszu poloznic glosny bulgot i dlugo sie niekiedy utrzymujacy plusk wody. Wkrótce po tym [matka - dop. red.] mogla ujrzec cialo swego dziecka rzucone przed blok i szarpane przez szczury.
W maju 1943 roku sytuacja niektórych dzieci ulegla zmianie. Dzieci niebieskookie i jasnowlose odbierano matkom i wysylano do Nakla w celu wynarodowienia. Przejmujacy skowyt matek zegnal odjezdzajace transporty niemowlat. Póki malenstwo przebywalo przy matce, to juz samo macierzynstwo stwarzalo promien nadziei. Rozlaka z dzieckiem byla straszna. Z mysla o mozliwosciach odzyskania tych dzieci w przyszlosci, o przywróceniu ich matkom, zorganizowalam sposób oznaczania niemowlat tatuazem, który nie zwracal uwagi SS-manów. Niejedna matke pocieszala mysl, ze odnajdzie kiedys swoje utracone szczescie. Dzieci zydowskie byly nadal topione z bezwzledna surowoscia. Nie bylo mowy o ukryciu dziecka zydowskiego lub zmieszania go z dziecmi niezydowskimi. Schwester Klara i Schwester Pfani na przemian bacznie sledzily Zydówki w czasie porodu. Urodzone dziecko tatuowano numerem ;matki, topiono w beczulce i wyrzucano przed blok. Los pozostalych dzieci byl najgorszy: marly one powolna smiercia glodowa. Skóra ich stawala sie cienka, pergaminowata, przeswiecaly przez nia sciegna, naczynia krowionosne i kosci. Najdluzej przy zyciu utrzymywaly sie dzieci radzieckie, ilosc kobiet ze Zwiazku Radzieckiego wynosila okolo 50o/d.
Sposród bardzo wielu przezytych tam tragedii szczególnie zywo zapamietalam historie pewnej kobiety Wilna, skazanej na Oswiecim za udzielanie pomocy partyzantom. Bezposrednio po urodzeniu przez nia dziecka wywolano jej numer (numerem bowiem przywolywano wieznia). Poszlam ja wytlumaczyc, lecz to nic nie pomoglo, - spotegowalo tylko gniew. Zorientowalam sie, że wzywaja ja do krematorium. Owinela dziecko w brudny papier i przycisnela do piersi... Usta jej poruszaly sie bezglosnie, widocznie chciala zaspiewac malenstwu piosenke, jak to nieraz czynily tam matki, nucac swym malenstwom przerózne kolysanki, którymi pragnely im wynagrodzic za dreczace je zimno i glód, za ich niedole. Nie miala sil... nie mogla wydobyc glosu... tylko duze i obfite lzy wylewaly sie spod powiek, splywaly po jej tak niezwykle bladych policzkach, padajacna glówke malego skazanca. Co bylo bardziej tragiczne, czy ta jednoczesna smierc dwóch najblizszych sobie istot, czy tez przezywanie smierci niemowlecia, które ginelo na oczach matki, wzglednie smierc  matki, polaczona ze swiadomoscia pozostawienia na łasce losu jej zywego dziecka - na to trudno odpowiedziec. Wsród tych koszmarnych wspomnien snuje sie w mej swiadomosci jedna mysl, jeden motyw przewodni. Wszystkie dzieci urodzily sie zywe. Ich celem bylo zyc! Przezylo obóz zaledwie trzydziesci. Kilkaset dzieci wywieziono do Nakla w celu wynarodowienia, ponad 1500 zostalo utopionych przez Schwester Klare i Piani, ponad 1000 dzieci zmarlo wskutek zimna i glodu (te przyblizone dane liczbowe nie obejmuja okresu do konca kwietnia 1943 roku).
Nie mialam dotychczas okazji przekazac Sluzbie Zdrowia swego raportu poloznej z Oswiecimia. Przekazuje go teraz w imieniu tych, którzy -o swej krzywdzie nie mogli powiedziec swiatu, w imieniu matki i dziecka. Jezeli w mej Ojczyznie - mimo smutnego z czasów wojny doswiadczenia - mialyby dojrzewac tendencje skierowane przeciw zyciu, to wierze w glos wszystkich poloznych, wszystkich uczciwych matek i ojców, wszystkich uczciwych obywateli, w obronie zycia i praw dziecka. W obozie koncentracyjnym wszystkie dzieci - wbrew wszelkim przewidywaniom - rodzily sie zywe, sliczne i tlusciutkie. Natura, przeciwstawiajac sie nienawisci, walczyla o swoje prawa uparcie, nieznanymi rezerwami zywotnosci. Natura jest nauczycielka poloznej. Razem z nia walczy o zycie i razem z nia propaguje najpiekniejsza rzecz na swiecie – usmiech dziecka.
 
Raport położnej z Oświecimia
Stanislawa Leszczynska
 
To było piekło na ziemi, w którym objawiały się Anioły...

"Pragniemy ogarnąć uczuciem najgłębszej czci każde z tych zwycięstw, każdy przejaw człowieczeństwa, które było zaprzeczeniem systemu systematycznego zaprzeczania człowieczeństwa."
 
Jan Paweł II Homilia Jana Pawła II w czasie Mszy św. odprawionej na terenie byłego obozu koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka, 7 czerwca 1979.
 
Pamiętając o ofiarach, oddajmy hołd bohaterom     Propagujmy świadectwo Witolda Pileckiego

 Trzeba dać świadectwo..
 

 

Siłaczka
O mnie Siłaczka

Tylu moich Przodków zginęło za Polskę - nie chce stąd wyjeżdżać!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura